Moja historia

Dawno, dawno temu kiedy kończyłam szkołę średnią, było dla mnie oczywiste, że pójdę na studia, potem znajdę stałą, dobrze płatną pracę. Jak poznam odpowiedniego mężczyznę, założymy rodzinę i będziemy mieć dzieci. Ja będę je kochała, więc będę chciała zapewnić im najlepsze warunki do prawidłowego rozwoju: ładny dom, własny pokój pełen kolorowych zabawek, super nianię, zajęcia rozwojowe, itp. A do tego trzeba pieniędzy. Oczywiste było, że niedługo po urlopie macierzyńskim, a może i wcześniej, wrócę do pracy, bo przecież moje dzieci zasługują na wysoki standard życia, a ja - niezależna, wykształcona kobieta - na możliwość rozwoju i samorealizacji.

Brzmi znajomo - koniecznie czytaj dalej. Nie brzmi znajomo - koniecznie czytaj dalej, bo ten blog nie będzie o tym, co wyżej.




Należę do osób zdyscyplinowanych i konsekwentnie dążących do celu (zazwyczaj...), więc latami wypełniałam skrupulatnie powyższy plan. Aż pojawiło się dziecko - bezradne, zupełnie ode mnie zależne, nie umiejące mówić - które mimo swojej pozornej słabości zburzyło mój "domek z kart" i zmusiło do rozpoczęcia budowy od nowa. Początkowo panikowałam, teraz mówię: "I chwała Bogu."

Kto z Was ma dzieci, wie, że zabierają cały Wasz czas, dosłownie każdą sekundę. Paradoksalnie, te małe bobasy, dają też czas - urlop macierzyński. Błogosławiony czas z dala od pracy, szefa, koleżanek... Czas, żeby nabrać dystansu i zastanowić się, czy na prawdę chcemy tam wracać. Tam, czyli do naszego wcześniejszego życia. Jak tak, to świetnie. Jak nie, to masz czas na zastanowienie się, co dalej.

Ku mojemu zaskoczeniu, kiedy zbliżał się koniec mojego urlopu, zaczęłam doceniać te cudowne chwile spędzone z moim maluchem i pojawiły się wątpliwości: czy chcę z nich rezygnować. Nie chciałam. Odwlekłam, więc powrót do pracy o kolejny rok. Niestety, z każdym kolejnym dniem było mi trudniej wytrzymać w domowych pieleszach. Postanowiłam wrócić do pracy. I znów poczułam, że to nie najlepsza decyzja bo łączenie kariery i macierzyństwa przerastało mnie - czułam, że ani jednego, ani drugiego nie robię dobrze.

Trochę trwało zanim zrozumiałam, że jestem tak niezadowolona z mojego życia, bo podążam za utartymi schematami: dobre stopnie w szkole - dobra praca 40 godzin tygodniowo - kupowanie wszystkiego, czego potrzebuję. I pomyślałam: a mi to nie odpowiada! Ja chcę po swojemu! I tak się zaczęło...



poszukiwanie celuZaczęło się szukanie możliwości pracy w domu: satysfakcjonującej pod względem zarówno zainteresowań, jak i finansowym; było to głównie tłumaczenie tekstów i korepetycje językowe. Zaczęło się wykreślanie z listy zakupów rzeczy, które wcale nie są nam potrzebne - co oszczędziło masę pieniędzy. Zaczęło się inne gotowanie - co super wpłynęło na nasze zdrowie. Zaczęło się moje nowe życie, o którym chcę Ci opowiedzieć.

Niektóre linki na tym blogu są linkami partnerskimi, które mogą zapisywać pliki cookie w twojej przeglądarce.
Co to są linki partnerskie?
Copyright © 2014 Jolka potrafi... , Blogger
Do góry